top of page

36- dniowa podróż z dziećmi po Ameryce Południowej- zerwany most i Wigilia w Peru część 3

W poprzednim wpisie możecie przeczytać o naszej strasznej drodze powrotnej z Machu Pichu. Tutaj ciąg dalszy...




Bus, który stoi przed nami na podobne opcje. Tam zrobili głosowanie i większość wybrała, że jadą alternatywną trasą do Cusco, która będzie o 3-4 godziny dłuższą od standardowej. My zostajemy na noc razem z trójką nowo poznanych znajomych. W wielkiej niepewności co dalej kładziemy się spać, umawiając się na 7:00 na dalsze poszukiwanie transportu. O 5:00 rano już nie mogę dłużej spać i wraz z rodziną idziemy szukać drogi powrotu do Cusco. Ponownie mieszkańcy miasteczka polecają nam dojechać do mostu i tam szukać nowych możliwości. Nie myśląc wiele biegniemy obudzić naszych nowych towarzyszy i ruszamy w drogę. Na miejscu koparki pracują na pełnych obrotach.


Ludzie w pośpiechu, ignorując zakazy strażnika, przemierzają rzekę. Handlowcy z ogromnymi workami z towarem walczą z żywiołem. My grzecznie czekamy przed taśmą zabezpieczającą przejście na pozwolenie, co wydaję się nigdy nie nastąpić. W końcu jakiś pan przekonuje strażnika, żeby nas puścił bo jesteśmy z dziećmi. Zgodził się. Teraz mamy dylemat. Czy przemierzyć rzekę w butach czy w skarpetkach. Wybieramy buty bez skarpetek. Bierzemy dzieci na ręce i przemierzamy połowę trasy. Dalej jest głębiej i pracują koparki, które uniemożliwiają przejście. Stajemy na kamieniach i czekamy nie wiadomo na co.





Po 15 minutach koparka zmierza w naszą stronę, wyciąga łyżkę sugerując wejście na nią. Wszyscy szybko, walcząc o każdy kawałek powierzchni, wchodzą na łyżkę by zostać bezpiecznie przetransportowanym na drugi brzeg. Znów dzieci na ręce i po największym błocie przechodzimy na koniec zerwanego mostu. Ludzie czekają tam na przeprawę na drugą stronę. Szukamy transportu. Stoi jeden tuk tuk bez kierowcy. Poza tym nie ma nic. Żadnej drogi powrotu do Cusco. Pojawia się kierowca tuk tuka i zgadza się zabrać 2 osoby. Oddajemy te miejsca Belgijce i Boliwijczykowi, sami szukając innych opcji. Nagle podjeżdża motor z przyczepka. Początkowo nie zgadza się nas zabrać, ale wybłagaliśmy go i razem z Australijczykiem podążamy za naszymi znajomymi. Dowożą nas do kolejnej małej miejscowości, gdzie czekamy na autobus, który podobno ma się pojawić, ale nie wiadomo kiedy. Coś jedzie. Nie mamy żadnych soli (peruwiańska waluta), bo ostatnie pieniądze wydaliśmy rano na jedzenie. Nasze wcześniejsze sole straciliśmy na nieplanowane bilety wstępu ma Machu Pichcu, transport i nocleg. Nie tracąc nadziei wsiadamy do autobusu i prosimy o możliwość zapłaty za transport po przyjeździe do Cusco. Żądają pod zastaw dowodu osobistego i możemy jechać. Siedzę z dziećmi na dwóch miejscach i przykleja się do nas jeszcze jedna pani, która siedzi na podłodze i zasypia na połowie jednego z naszych siedzeń. Czyli można stwierdzić, ze 4 osoby mieszczą się na 2 siedzeniach:) Szczęśliwie docieramy do Cusco, gdzie z dworca odbierają nas właściciele apartamentu, który zarezerwowaliśmy na Święta. Jest 23.12, więc zdążymy się przygotować do Wigilii. Nasz apartament poprawia nam humor. Jest większy niż zarezerwowaliśmy (mniejszy był niedostępny:). Na wejściu wita nas obrus świąteczny i zabawne nakładki na krzesła w kształcie reniferów, bałwanków itp. Poczuliśmy święta mimo mokrych butów, śmierdzących ubrań i zmęczenia. Udajemy się do hostelu, w którym nocowaliśmy przed wyprawą na Machu Picchu, żeby odebrać nasze plecaki i ruszamy się na targ, zrobić świąteczne zakupy. Brakuje kapusty kiszonej i grzybów, ale to nie ważne. Kupujemy czarną kukurydzę, awokado, buraki ( będzie barszcz), fasolkę szparagową, szpinak, dynie, mango i kilka innych rzeczy. 

Opłatek zabrałam z Polski. W Cusco, z okazji Bożego Narodzenia, w samych centrum miasta powstaje wielki jarmark, na którym można kupić wiele lokalnych wyrobów, zjeść coś lub po prostu poczuć święta. W Peru nieco inaczej obchodzi się Boże Narodzenie. Częściej zamiast choinki  pojawia się szopka, w której są liczne zwierzęta, święta rodzina, a nawet flamingi. Przed świętami, na każdym kroku, można kupić akcesoria do przystrojenia domów. 24.12, czyli w naszą Wigilię, nie zasiada się do wieczerzy, kiedy pojawi się pierwsza gwiazdka. My też tego nie zrobiliśmy ze względu na późny zachód słońca. Peruwianczycy idą do Kościoła na godz. 22 a po mszy zasiadają do stołu, na którym króluje głównie indyk. Jednego poznaliśmy w autobusie:)

O północy, tak jak u nas w Sylwestra, zaczyna się pokaz fajerwerków. To czyste szaleństwo. Mam wrażenie, że wydali wszystkie pieniądze na petardy. Następnego dnia rano, w Boże Narodzenie idziemy do Kościoła. Od razu zauważamy, że nasza wiara jest nieco inaczej eksponowana. Osoby boskie nie są ubrane w skromne szaty, ale bardzo strojnie, w błyszczące suknie. Maryja ma olbrzymie kolczyki z kolorowymi kamieniami, a dziecię Boże dostało mnóstwo prezentów w postaci zabawek różnego rodzaju. Ten akcent skojarzył mi się ze składaniem pod posagami Buddy świeżych kwiatów, napojów i jedzenia. 25.12 Peruwiańscy katolicy przynoszą ze sobą Jezuska, żeby go poświęcić. Czasem leży w wielkiej szopce, czasem siedzi na krzesełku, albo leży w łóżeczku. Możliwości jest bardzo dużo. Przebieg mszy jest bardzo podobny jak u nas i po 45 minutach wychodzimy mijając kolejnych wiernych, szykujących się do nowego nabożeństwa. Po jarmarku nie ma śladu. 25.12 jest dniem wolnym od pracy, jednak nie ma zakazu handlu. Chyba jest dowolność. Kto chce pracuje, kto nie chce to nie pracuje. Święta w Peru to chyba najpiękniejszy moment naszej podróży. Czas na relaks i chwilę oddechu. Choć nie było prezentów pod choinką (dzieci dostały bardzo skromne drobiazgi) wszyscy byli bardzo szczęśliwi i raczej nie brakowało nam Polski. Może to tylko oznaczać, że nie ważne gdzie na świecie jesteś. Ważne z kim.




133 wyświetlenia0 komentarzy

Ostatnie posty

Zobacz wszystkie
bottom of page