Hoi an jest to zdecydowanie turystyczne miasto. Tłumy ludzi skupiają się przy moście Bridge of Lights, a sprzedawcy zachęcają do przepłynięcia się łódka i puszczenia do wody kilku lampionów, które mają przynieść szczęście.
Hoi an jest bardzo romantyczną miejscowością, szczególnie nocą, kiedy wszystkie lampiony i latarnie zapalają się. Widok przepiękny. 2 dni w zupełności wystarczą na zwiedzenie miasta.. Co zobaczyć w Hoi An? Na pewno stare miasto, do którego wstęp jest biletowany, most i wąskie uliczki przy których znajduje się masa sklepów, szczególnie tych z ubraniami i butami. Szycie ubrań na miarę oraz wykonywanie butów to coś, z czego słynie miasteczko. Garnitur męski można mieć już za 100 dolarów, a buty za 20 dolarów. Jeśli nie ma Twojego rozmiaru butów na stanie sklepu, tego samego dnia wieczorem będą one na Ciebie czekały, zrobione pod wymiar Twojej stopy. W Hoi An je się głównie owoce morza i lody tajskie, które są robione na Twoich oczach, na bazie wybranego składnika głównego i śmietanki. Wszystko jest siekane na zamrożonej płycie z prędkością światła, zwijane w ruloniki i podawane. Koszt 30 000 VND. W Hoi An wybieram się na warsztaty kulinarne, które są połączone z łowieniem krabów i płynięciem okrągłą, koszykową łódką i zakupami na targu. Warte do zobaczenia są także obrzeża miasteczka. Możemy tam zobaczyć pola uprawne i trochę odpocząć od szumu miasta.
Wieczorem wybieramy autobus nocny i jedziemy do Nha Trang (190 000 VND za 1 bilet). Każdy ma pojedyncze, rozkładane łóżko/fotel. Całkiem wygodne. Na pewno jest to dużo lepsza opcja niż spanie na siedząco. Mieliśmy być na miejscu o 5 rano, byliśmy o 4. Nasz hotel jest dostępny dopiero od godz. 14:) Co robimy? Idziemy na plażę.
Ku naszemu zdziwieniu nie jest pusta. Ludzie kąpią się w morzu i spędzają czas na plaży. Siadamy na ławce i delektujemy się zapachem i szumem morza. Ruszamy wzdłuż wybrzeża ciesząc się idealną temperaturą powietrza. To co zobaczyłam było jednym z najlepszych i najciekawszych widoków jakie miała okazję ujrzeć w Wietnamie. Na deptaku przy plaży dziesiątki osób ćwiczących na każdym metrze chodnika. Jedni na otwartej siłowni, inni w pełnym skupieniu praktykują jogę, jeszcze inni ćwiczą aerobik z muzyką na cały regulator. Są także indywidualiści, którzy mają własny plan ćwiczeń. Są babcie, które przyjechały na skuterze spotkać się z koleżankami na porannym treningu, amatorzy pływania i biegacze. Coś niesamowitego. I wszytko to o 4.30 rano. Średnia wieku dosyć wysoka. Nie widać młodych ludzi. Wietnamczycy są szczupli i to chyba nie tylko zasługa jedzenia, ale także ruchu.
Jednym śniadanie, klasycznie zupę pho i udaje nam się zameldować w hotelu wcześniej. W między czasie zwiedzamy Nha Trang. Jest to kolejna, bardzo turystyczna miejscowość, nastawiona na Rosjan. Można ich spotkać na każdym kroku. W agencjach turystycznych pośrednikami są Rosjanie. Każdy na ulicy bierze nas za Rosjan, co po jakimś czasie staje się męczące. W restauracjach można znaleźć menu w języku rosyjskim, a ceny za produkt na ulicy są podawane prawie w języku polskim.
O godz. 13 jedziemy do Da Lat (12 000 za bilet busem). Jest to miasto kwiatów, kawy, mleka i podobno miłości. Uprawia się tutaj truskawki i je pyszny deser z awokado i lodów kokosowych. Mało tu turystów, co bardzo mi się podoba. Ludzie są bardzo stylowo ubrani, a w całym mieście kwiaty bogato zdobią otoczenie i można cieszyć się ich widokiem oraz zapachem.
Temperatura w grudniu jest niższa niż w innych miejscowościach, w których dotychczas byliśmy. Rano i wieczorem jest tutaj 14 stopni, natomiast w dzień około 20. Miasto jest położone na wysokości 1500 metrów nad poziomem morza. W okolicach dużego zbiornika z wodą odbywa się festiwal kwiatów, na którym lokalni sprzedawcy prezentują ekologiczne warzywa, wina, napoje i kawy. Night market w mieście jest potężny i bardzo dobrze wyposażony. Zaraz obok rozłożona jest scena, na której odbywa się koncert. Wszędzie tłumy lokalnych ludzi.
Comentarios